MISTRZ POLSKI: 1927, 1928, 1949, 1950, 1978, 1999, 2001, 2003, 2004, 2005, 2008, 2009, 2011
PUCHAR POLSKI: 1926, 1967, 2002, 2003, 2024
Wnioski po meczu z Rapidem
Wisła ponownie stanęła do rywalizacji z mocniejszym przeciwnikiem i udowodniła, że stać ją na podjęcie rękawicy. Niestety, tym razem w pojedynku z Rapidem Wiedeń nie udało się odwrócić losów rywalizacji, lecz nikt nie ma wątpliwości, że podopieczni Kazimierza Moskala mogą z czwartkowego pojedynku wyciągnąć wiele pozytywów. Co zadecydowało o porażce w Rapidem? Gdzie należy szukać materiału do dalszej pracy? Zapraszamy na kilka pomeczowych wniosków.
🔵 Pierwsze skojarzenie?
Niedosyt i to niemały – to dość powszechne uczuć wśród kibiców Białej Gwiazdy po czwartkowym spotkaniu z Rapidem Wiedeń. Z jednej strony, nikt nie lubi wychodzić ze stadionu w takim poczuciu. Z drugiej zaś – paradoksalnie – ten niedosyt jednocześnie można uznać za coś pozytywnego, silny promyk nadziei na przyszłość.
Od samego początku każdy zdawał sobie sprawę, że w rywalizacji z zespołem z Wiednia Wisła nie będzie faworytem. Mówimy tu przecież o przeciwniku z zupełnie innej półki, z którym w Polsce dzisiaj mogłoby walczyć dosłownie kilka zespołów z Ekstraklasy. Austriacka Bundesliga, „to nie są leszcze, Stefan”. Jasne, atmosfera R22 już wielokrotnie potrafiła czynić cuda i uskrzydlać piłkarzy, ale ostatnie tygodnie poprzedniego sezonu wystarczająco mocno odcisnęły piętno i nauczyły pokory wielu z nas.
Reasumując, wielu z nas zna aktualne miejsce Wisły w skali europejskiej i to, czego najbardziej oczekiwaliśmy po czwartkowym spotkaniu to po prostu godnej postawy.
Wydaje się zaś, że dostaliśmy nawet trochę więcej.
Nie oszukujmy się, Rapid dysponuje lepszym piłkarsko zespołem, a także rywalizuje w mocniejszej lidze. Przedwczoraj jednak ta różnica klas w wielu momentach meczu nie była widoczna na boisku. Podopieczni Kazimierza Moskala postawili się przeciwnikowi i kilkukrotnie udowodnili, że stać ich na pokazanie nie tylko walecznej postawy, ale też całkiem jakościowej gry w ofensywie. Wiśle nie brakowało pomysłów na rozegranie akcji, co może nas cieszyć tym bardziej, że w poprzednim sezonie „jednowymiarowość” była jednym z największych bolączek ekipy z R22.
W czwartkowe popołudnie nasz zespół stworzył sobie wystarczająco dużo sytuacji, po których mecz przynajmniej powinien skończyć się remisem. Cieszyć może agresywna i kombinacyjna gra. Ponownie aktywne z przody były nasze skrzydła, nie brakowało także świetnego czucia piłki ze strony np. Oliviera Sukiennickiego, bardzo dobrego wyjścia spod pressingu i wypracowania sytuacji z pomocą kilku podań. Kazimierz Moskal w poprzednich swoich kadencjach przy R22 stawiał na tzw. „krakowską piłkę” i wiele wskazuje na to, że i tym razem będzie wierny swojej filozofii.
I to wszystko z Rapidem. Tak, tymże Rapidem, który występuje na co dzień w 15 lidze według rankingu UEFA i należy do czołówki tamtejszych rozgrywek, a tego lata na transfery wydał prawie 2,5 miliona Euro. Na logikę, niewiele wskazywało, że Wisła będzie w ogóle w stanie powalczyć dotrzymać kroku przeciwnikowi. Biała Gwiazda tymczasem odczuwa niedosyt, że nie zdołała tego rywala ograć – samo to pokazuje, jak wiele dobrego pokazał zespół Kazimierza Moskala.
Wisła ponownie udowodniła, że w pojedynkach klasy premium jest drużyną, która potrafi zbudować odpowiedni mental i bez kompleksów ruszyć na przeciwnika. Biorąc pod uwagę potencjalną grę w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy – to może być bardzo dobry prognostyk.
🔵 Skuteczność dalej do poprawy
Wróćmy na chwilę do dwumeczu z FK Llapi. W pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy Wisła solidnie zapracowała na swój awans i ograła niżej notowanego przeciwnika z Kosowa. Nie ustrzegła się jednak błędów, które – niestety – dały o sobie znać także podczas czwartkowego meczu w Krakowie.
Po pierwsze – skuteczność. Wisła w dalszym ciągu musi pracować nad finalizacją sytuacji stuprocentowych, w których piłkarze powinni zachować zimną krew i precyzję. W Kosowie było to widoczne w pierwszych dwóch kwadransach rewanżowego spotkania, gdy spokojnie podopieczni trenera Moskala mogli już przybić ostatnie gwoździe i zamknąć dwumecz. Ostatecznie, w następnych minutach to gospodarze doszli do głosu i zaczęli częściej ruszać w pod nasze pole karne.
W czwartek Rapid był już bardziej bezlitosny i bez skrupułów zemścił się za niewykorzystane sytuacje Białej Gwiazdy. Najbardziej żałować możemy dwóch okazji Łukasza Zwolińskiego, po których zaraz padały bramki dla przeciwnika. Końcówka spotkania to zaś kapitalna szansa Angela Baena, która także powinna zostać zamieniona na gola.
Jeśli Wisła chce na poważnie włączyć się do walki o awans lub triumf na zapleczu Ekstraklasy, zawodnicy muszą być bardziej precyzyjni w kluczowych momentach. Mogą przecież zdarzyć się mecze, gdy Biała Gwiazda otrzyma dosłownie jedną lub dwie okazje na przestrzeni całego spotkania, co ograniczy mocno margines błędu. Tych okazji było trochę więcej, a i tak nie udało się wielu z nich wykorzystać.
🔵 Gra bez piłki zrobiła różnicę
Podobnie rzecz ma się z pracą w defensywie. FK Llapi nie wyglądało na zespół o odpowiedniej jakości piłkarskiej, a jednak i tak zdołał parokrotnie w dwumeczu przedostać się pod bramkę Antona Cziczkana. W pierwszym meczu przy R22 wielu kibiców zgodnie uznało, że blok defensywny Wisły grał zbyt elektrycznie, w rewanżu zaś drużyna nie zdołała utrzymać czystego konta.
W spotkaniu z Rapidem problemy w defensywie również okazały się naszym gwoździem do trumny. Z jednej strony, stracone przez Wisłę bramki częściowo wynikały z odważniejszej i bardziej otwartej postawy w ofensywie. Z drugiej zaś, kamyczek do ogródka należy się naszej defensywie, która nie potrafiła zadbać o odpowiednią asekurację i zbyt pasywnie zachowała się w tzw. grze bez piłki.
Największe słowa krytyki po czwartkowym meczu popłynęły w kierunku Alana Urygi, który od powrotu po kontuzji wciąż nie może powrócić do swojej najlepszej wersji. Kapitan drużyny podejmował złe decyzje i zabrakło mu odpowiedniej reakcji np. pierwszej bramce, podobnie zresztą, jak Bartoszowi Jarochowi. Przy drugim golu zaś stoperowi nie udało się w odpowiednim tempie ruszyć do zablokowania uderzenia.
Sztab szkoleniowy ma świadomość dalszych wyzwań i popełnionych błędów we czwartkowym spotkaniu. Można się też spodziewać, że to nie koniec naszych ruchów transferowych. Mecz z Rapidem to kolejna wskazówka, gdzie jeszcze Wisła ma pewne luki do załatania.
🔵 Liga to priorytet
Dwumecz z Rapidem Wiedeń jest dla całego klubu i jego społeczności z pewnością piłkarskim świętem. Pamiętamy doskonale, jak Wisła godnie prezentowała się wiosną w meczach pucharowych i nie ma wątpliwości, że i tym razem wszyscy stają na wysokości zadania.
Z drugiej strony niech nikt nie zapomina, co powinno być priorytetem dla klubu w tym sezonie. W poprzedni weekend Wiśle udało się uniknąć trudnego wyjazdu do Łodzi na inaugurację sezonu ligowego, ale już w niedzielę taryfy ulgowej nie będzie i Wisła stanie do rywalizacji trzy dni po meczu z Rapidem. Teoretycznie, zadanie powinno być łatwiejsze, gdyż do Krakowa przyjedzie Polonia Warszawa, lecz właśnie specyfika rozgrywek I ligi i doświadczenia z przeszłości powinny wszystko posłużyć, jako najlepszy dowód, że nie żadnego spotkania nie wolno już lekceważyć. Wiosną dało się odczuć, że część piłkarzy „nie dojeżdża” na zimne wieczory w przysłowiowym Głogowie – teraz musi się to zmienić. I tutaj duża nadzieja w szkoleniowcu Wisły, który akurat najlepiej zna klimat tych rozgrywek i nie powinien raczej dopuścić do zbytniego rozluźnienia i lekceważącej postawy.
🔵 Bardzo miły gest trenera
Wprowadzanie na boisku po godzinie gry Jakuba Krzyżanowskiego i Mariusza Kutwy to kolejny sygnał od trenera Moskala, że nie będzie się on bał dalszego stawiania na młodszych piłkarzy. Jasne, w czwartkowe popołudnie nie okazali się zmiennikami, którzy odmienili grę zespołu, lecz zebrali bardzo cenne doświadczenie przy pełnych trybunach w europejskich pucharach, które na pewno zaprocentuje w przyszłości. I to cieszy, że szkoleniowiec nie boi się wyciągnąć rękę i chce zbudować kolejnych zawodników na przyszłość.
Wielka Wisła W.K