MISTRZ POLSKI: 1927, 1928, 1949, 1950, 1978, 1999, 2001, 2003, 2004, 2005, 2008, 2009, 2011
PUCHAR POLSKI: 1926, 1967, 2002, 2003, 2024
Jesteśmy zmęczeni
Minęło już kilka dni od „rewolucyjnego” poniedziałku, który wystarczająco mocno wstrząsnął wiślacką społecznością. Za chwilę kolejny mecz Białej Gwiazdy przy R22 z Odrą Opole. Spotkanie, które wciąż jest gdzieś na drugim planie. Dalej bowiem trudno zapomnieć o tym, co się stało, a także zaakceptować aktualne decyzje w klubie. Frekwencja zapowiada się na jedną z najgorszych od bardzo długiego czasu. Ale czy kogoś to jeszcze dziwi?
🔵 A jeśli to miało sens?
Najpierw spróbuję przyjąć rolę adwokata i zrozumieć.
Jarosław Królewski mógł nie czuć chemii z byłym już szkoleniowcem, co zresztą dało się wyczuć. Kazimierz Moskal swoją aparycją, powściągliwością, ale też wizją futbolu, w której niekoniecznie algorytmy i liczby stanowią najważniejsze narzędzie do pracy odbiegał mimo wszystko o prezesa Wisły, który swoim zachowaniem w przestrzeni publicznej i poglądami wydawał się w tej współpracy człowiekiem z niego innego uniwersum.
Właściciel klubu mógł też uznać na podstawie ostatnich tygodni, że w jego ocenie projekt z trzykrotnym już szkoleniowcem Wisły zmierza donikąd – sami kibice zaczęli coraz głośniej wypominać trenerowi te same błędy wynikające z konkretnej taktyki. Owszem, Wisła chciała grać piłkę ofensywną opartą na wielu podaniach, akcjach budowanych od tyłu i wysoko ustawionej linii defensywnej, lecz skutkiem ubocznym było również olbrzymie ryzyko, z którym nasi gracze często nie potrafili sobie poradzić.
Być może Jarosław Królewski słyszał też różne opinie dobiegające z wnętrza szatni i widział coś, czego przeciętny kibic nie byłby w stanie dostrzec gołym okiem. Tu jednak bazujemy głównie na domysłach, niedopowiedzeniach i artykułach, która częściowo próbowano już zdementować.
Jarosław Królewski mógł też po prostu zadziałać impulsywnie, na podstawie emocji. Nie byłby pierwszym takim przypadkiem przy R22, gdyż w przeszłości takie zwolnienia należały również do zwykłej codzienności Bogusława Cupiała.
Słowem, gdybyśmy spojrzeli na zwolnienie Kazimierza Moskala wyłącznie przez pryzmat samego faktu zakończenia współpracy, moglibyśmy nawet i do pewnego stopnia przyjąć perspektywę prezesa. Wczuć się w jego rolę i spróbować to zrozumieć.
Ale nawet wtedy, przy dużym pokładzie tolerancji nie potrafilibyśmy zrozumieć formy, w jakiej doszło do rozstania.
🔵 Spowiedź normalsa
Wiśle Kraków kibicuję już od ponad 20 lat i jak spore grono naszej społeczności pamiętam różne chwile w dziejach ukochanego klubu. Śledzę jej wszystkie wyniki, kibicuję, chodzę na stadion, ale też odpalam mecz przed telewizorem. Regularnie przeglądam wiadomości, obserwuję dyskusje w internecie, lecz nie wchodzę w nie szczególnie. Nie uważam się bowiem za jakąś szczególnie istotną personę w naszym środowisku. Nie należę do grona osób blisko klubu, nie jestem insajderem ani człowiekiem znanym na trybunie C.
Ot, po prostu jestem kibicowskim normalsem, dla którego Wisła to po prostu ważna część życia.
I chyba takich ludzi, jak ja jest w wiślackiej społeczności zdecydowanie więcej. Osób, które po prostu śledzą to, co się dzieje w klubie i już dawno przestali ogarniać, o co tak naprawdę chodzi. Lista tajemnic, znaków zapytania, dziwnych ruchów i tłumaczeń urosła już limitów wytrzymałości.
🔵 Niegodne podania ręki
Kazimierz Moskal już kilkukrotnie doświadczył przy R22 upokorzeń i naprawdę przykro dzisiaj słyszeć słowa, że już prawdopodobnie jego przygoda z klubem swojego życia dobiegła końca – w takim właśnie stylu. Na szybko, z zaskoczenia, bez szczególnej logiki i jakiegoś konkretnego planu.
Pierwszy przykład z brzegu to oczywiście początek tego tygodnia, który przyniósł w klubie prawdziwe trzęsienie ziemi. Minęło już kilka dni, a zwykły kibic Białej Gwiazdy dalej nie potrafi zrozumieć okoliczności, które towarzyszyły zwolnieniu Kazimierza Moskala oraz części jego sztabu. I nie chodzi tu już nawet o sam fakt dymisji, lecz po prostu styl, który trudno pojąć nawet po paru wywiadach prezesa. Czy aby na pewno musiało się to odbyć w poniedziałek z rana tuż przed treningiem i potrwać kilka minut? Czy nie dało się zrobić tego inaczej? A co, jeśli Wisła zagrałaby w Głogowie i zdobyła tam trzy punkty w niedzielę? Czy wtedy prezes poczekałby po prostu na kolejny moment? A nawet jeśli tak byłoby…tym bardziej świadczyłoby to o jeszcze większym chaosie i braku szacunku dla Pana Kazimierza. Po co była ta szopka i wszechobecne udowadnianie światu o swoim stuprocentowym poparciu? Dlaczego nasze władze jeszcze raz swoimi czynami zaprzeczyli jednocześnie własnym słowom?
Tego zwyczajny kibic Wisły po prostu nie rozumie i żadne programy na Youtubie, listy otwarte czy pokoje oraz awantury na Twitterze nie są w stanie tego naprawić.
🔴 Zagubieni
Ale to nie tylko zwolnienie pana Kazimierza budzi niezrozumienie.
Zwykły kibic Wisły Kraków nie rozumie także, co kryło się za decyzją o pożegnaniu pana Jarosława Krzoski. Nie wie, czy to rzeczywiście chodzi wyłącznie o poszukiwanie świeżego powiewu, czy może jest tu jeszcze inne dno. Kibic Wisły Kraków jest zmartwiony, gdy czyta informacje o kretach w szatni i tajemniczych wypowiedziach zawodników, którzy mieli już dość tej współpracy i specyficznych żartów oraz docinek. Zastanawia się, czy to już moment, gdy piłkarze całkowicie przejęli szatnię, czy może kierownik rzeczywiście był zgniłym jabłkiem w szatni.
Sympatyk Wisły Kraków przestaje powoli odróżniać prawdę od fikcji i nie wie, komu wierzyć. Na ile rzeczywiście Albert Rude miał już poprowadzić zespół w piątkowy wieczór? A może takiego tematu nigdy nie było? O co chodzi z tajemniczymi spotkaniami w klubie i lokalach gastronomicznych? Kto, z kim i dlaczego?
Tego jest już po prostu za dużo.
A może problemem Wisły jest też jej nadaktywność w mediach, gdy sytuacja niekoniecznie tego wymaga?
Kibic Wisły Kraków jest już zmęczony, że większość awantur klubowych prędzej czy później ładuje na Twitterze. Jest wkurzony, że te kłótnie dostarczają tak naprawdę więcej paliwa krytykom niż konstruktywnych wniosków. Nie rozumie, na co komu tworzenie kolejnych dyskusji, które nic nie wnoszą poza viralami. Ma już dość syndromu oblężonej twierdzy, który wystarczająco mocno rozkwitł przy R22 w ciągu ostatnich lat. Zachorowali na niego działacze TS-u, Błaszczykowscy, a także Jarosław Królewski.
Przeciętny, zwykły kibic Wisły Kraków jest wyczerpany wiecznymi niepowodzeniami na boisku, a także kolejnymi rewolucjami na szczeblu strukturalnym. Dzisiejsze deklaracje o nowym rozdziale, otwarciu lub kolejnej strategii nie budzą już jakichkolwiek nadziei i optymizmu. Bo niby na jakiej podstawie moglibyśmy sądzić, że tym razem już na pewno się uda? W ciągu ostatnich lat normalny kibic Białej Gwiazdy usłyszał już wystarczająco dużo pięknych wywiadów, w których bez przerwy przewijały się wątki rzekomych projektów długofalowych, na których działacze Wisły chcą bazować.
Kibic Wisły Kraków słyszy z jednej strony całkiem sensowne zapowiedzi o pracy, która miałaby się opierać na analizie danych. To interesujący trend, który przy wykorzystaniu odpowiedniego know-how i doświadczenia specjalistów może przynieść dla rozwoju klubu wiele korzyści. Nauka w sporcie to bez wątpienia w dalszym ciągu obszar, w który warto inwestować. Z drugiej strony, należy mieć świadomość, że na końcu o wyniku decyduje człowiek ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Pytanie brzmi, czy Wisła ma po prostu dzisiaj w kadrze wystarczająco odpowiednich wykonawców do realizacji tak ambitnej strategii. Aktualna rzeczywistość pokazuje, że zdecydowanie nie.
I w ten oto sposób kibic Wisły Kraków widzi z jednej strony zapowiedzi, a z drugiej strony 9 trenerów na przestrzeni ostatnich lat, kilka radykalnych zmian w polityce transferowe, kolejne „nowe otwarcia” i coraz słabszy zespół z roku na rok. Słyszy słowa o cierpliwości w piłce, zaufania i długoterminowym projekcie, a potem za kilka tygodni widzi, jak znów w klubie ktoś wciska reset i zabawa zaczyna się od początku.
🔴 Utracone zaufanie
Życie kibica to nieustanna nadzieja na lepsze jutro, ale nawet ona może mieć swoje granice. Zwłaszcza, gdy towarzyszy jej niezrozumienie. Kibic Wisły Kraków jest pogubiony. Nie wie już, dokąd zmierza klub. Co gorsza, martwi się, że i sam właściciel już tego nie wie.
Jarosław Królewski może oczywiście przekonywać nas na różne sposoby i podjąć jeszcze kilkadziesiąt dyskusji w Internecie, w których będzie starał się nas przekonać, że doskonale wie co robi. Może wstawić różne linki do analiz, udzielić kolejnych wywiadów oraz opowiedzieć o konferencjach w Sewilli czy innym mieście. Może ponownie zainicjować dyskusję o cierpliwości w piłce. Może sięgnąć po naukę i dane. Może po prostu zwrócić się do nas o cierpliwość.
Ale tak, jak my próbowaliśmy zrozumieć jego perspektywę, tak i on powinien spróbować przyjąć przez chwilę naszą.
Zrozumieć jedną, zasadniczą kwestię.
Kibic Wisły Kraków jest po prostu w tym wszystkim już pogubiony.
Jest zmęczony.
Cholernie zmęczony.
I ma prawo już nie mieć zaufania.
Wielka Wisła W.K