Krajobraz po Arce. Lista grzechów Wisły.

Niesmak po poniedziałkowym spotkaniu pozostaje. Trudno zaakceptować stratę punktów w meczu, w którym Wisła pokazała być może swoje najlepsze oblicze w tym sezonie. Jednocześnie, piłkarze nie zapomnieli o swoich irytujących nawykach i znów sami zaprzepaścili okazję na zwycięstwo. Mecz z Arką ponownie obnażył największe problemy Białej Gwiazdy, nad którymi trener Moskal musi w dalszym ciągu pracować. 

W poniedziałkowy wieczór oglądaliśmy Wisłę Kraków w dwóch różnych wydaniach. Każda połowa meczu z Arką Gdynia przypominała trochę dwa bieguny. W pierwszej części spotkania podopieczni Kazimierza Moskala grali bardzo widowiskowo i z pozytywną agresją. Szkoleniowiec Białej Gwiazdy po meczu ze Spartakiem zapowiadał, że chce aby jego zawodnicy na mecz ligowy wyszli z podobnym zaangażowanie i w tym aspekcie nie można powiedzieć, że ten cel nie został osiągnięty. Rzeczywiście, piłkarze pokazali, że są w stanie się zmobilizować i nawiązać do najlepszej wersji krakowskiej piłki grając dynamicznie, ofensywnie i z pomysłem. Jedynym, czego tak naprawdę zabrakło w pierwszych 45 minutach okazała się skuteczność, niestety…

Brak finalizacji w nadarzających się okazjach zemścił się w drugiej części meczu. Chociaż Wisła rozpoczęła ją z przytupem od drugiego gola Angela Rodado to fatalny błąd przy stałym fragmencie gry okazał się pierwszym punktem zwrotnym tego spotkania. Stracona bramka wyraźnie podcięła skrzydła i wprowadziła zbyt dużo nerwowości w defensywie naszego zespołu.   Do tego doszło zmęczenie wynikające z wysiłku, jaki piłkarze włożyli w w czwartkowy wieczór przeciwko słowackiej ekipie. Nasza obrona zaczęła się gubić i popełniać zbyt wiele prostych błędów, czego konsekwencją stała się czerwona kartka Wiktora Biedrzyckiego. Bramka wyrównująca dla rywali wisiała w powietrzu i ostatecznie piłkarze Białej Gwiazdy nie zdołali jej zapobiec. 

Oczywiście, wszyscy doskonale wiemy, że ten mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby sędzia Jarzębak pokazał zawodnikowi Arki czerwoną kartkę za oczywisty faul. Ale tej sytuacji nie zdołamy już zmienić. Warto zatem skupić się mocniej na naszej grze i poszukać recepty nie kilka problemów. 

Wszyscy chcielibyśmy, aby Wisła Kraków jak najczęściej prezentowała się tak, jak przez pierwsze 45 minut poniedziałkowego spotkania. Ostatnie spotkania dobitnie pokazują, że Kazimierz Moskal ma pomysł na ten zespół i krok po kroku wprowadza swoją filozofię w życie. To zresztą szkoleniowiec, który jest niezwykle wierny swoim ideałom. 

Niestety, co tu kryć, patrząc na postawę naszych zawodników coraz mocniej zaczynamy naszemu trenerowi współczuć. Z jednej strony, widzimy wyraźnie, że mamy na ławce odpowiedniego człowieka, który zna się na swojej robocie. Z drugiej zaś, trudno nie odnieść wrażenia, że od początku sezonu największym problemem jego zespołu są przede wszystkim sami zawodnicy, którzy niemal w każdym spotkaniu rzucają trenerowi kłody pod nogi. 

🔵 Niechlujstwo w ataku 

    AngelRodado od początku sezonu ciągnie naszą ofensywę i zasłużenie doczekał się już swojej przyśpiewki na sektorze C. Hiszpan to bez wątpienia najlepszy piłkarz I ligi i gracz, który na arenie międzynarodowej również potwierdził swoją wartość. 

    Ale trudno nie zauważyć, że genialna postawa Rodado to tylko jedna strona medalu. Dziś nikt nie jest w stanie wyobrazić ofensywy Wisły Kraków bez Hiszpana, a to dlatego, że reszta zespołu nie potrafi udźwignąć ciężaru zdobywania bramek. Niemal w każdym spotkaniu od dwumeczu z FK Llapi piłkarze Wisły marnują zbyt dużo sytuacji podbramkowych. Wystarczy podać kilka przykładów, jak zmarnowane okazje Łukasza Zwolińskiego z Rapidem czy Polonią oraz spektakularna wtopa Rafała Mikulca przeciwko Spartakowi. Takich przykładów moglibyśmy wymienić jeszcze więcej. Co istotne, w każdym przypadku Wisła Kraków miała kapitalne szanse, by przechylić szalę spotkań na swoją korzyść, lecz zaprzepaszczone sytuacje uniemożliwiły osiągnięcie celu. 

    Mogliśmy mieć dzisiaj przynajmniej cztery punkty więcej w lidze? Mogliśmy. Mieliśmy szansę zamknąć dwumecz ze Spartakiem unikając rzutów karnych? Zdecydowanie tak. Niestety, marnując na potęgę kolejne okazje podbramkowe marnujemy nasz potencjał w ofensywie i sami kopiemy sobie dół. 

    Ale to nie jest jedyne nasze zmartwienie. 

    🔵 Obrona pod napięciem 

    Kazimierz Moskal jest wierny swoim ideałom i chwała mu za to, bo styl Wisły Kraków jest atrakcyjny dla oka i faktycznie odzwierciedla filozofię krakowskiej piłki. Ale odważna gra z przodu ma swoją cenę. Piłkarze muszą być świadomi, że decydując się na śmiałe ataki ryzykują bardziej w defensywie. 

    I tu pojawia się problem naszych obrońców, którzy nie radzą sobie w grze z wysoko ustawioną linią. Nasi rywale doskonale zdają sobie sprawę gdzie leży słaby punkt Wisły i potrafią to wykorzystać. Nie ma przypadku, że przeciwko nam przeciwnicy lubią posyłać dalekie piłki za plecy środkowych obrońców, czy przygotowują się do szybkich kontrataków za pomocą kilku podań. Widząc grę np. Wiktora Biedrzyckiego trudno skorzystać z takiej sposobności. 

    Środkowy obrońca Wisły, który dołączył do kluby tego lata już zdołał mocno zaakcentować swoją obecność w zespole. Bo jak inaczej nazwać, sytuację, gdy w ciągu czterech spotkań zdołał on już dwukrotnie wylecieć z boiska? W obu przypadkach jego kara indywidualna znacząco osłabiła zespół i nie pomogła w walce o trzy punkty. W pucharach zaś stoper zaprezentował koncert nieudanych zagrań i niewiele zabrakło, aby jego błędy kosztowały Białą Gwiazdę awans do następnej rundy. 

    Nie można jednak zwalać całej odpowiedzialności na samego Wiktora Biedrzyckiego. Słabe spotkania zdążył już zaliczyć Alan Uryga. Dużym problemem pozostają też boki obrony. Rafał Mikulec nieźle prezentuje się w grze do przodu, lecz w defensywie brakuje mu odpowiedzialność. Podobnie rzecz ma się z Bartoszem Jarochem, który pewnego poziomu po prostu nie przeskoczy. 

    Wojciech Łobodziński przed ostatnim spotkaniem zasugerował swoim zawodnikom ataki skrzydłami mówiąc, że to właśnie tam znajduje się słaby punkt naszego zespołu. I trzeba oddać szkoleniowcowi Arki, że w drugiej połowie jego piłkarze zrealizowali ten plan i obnażyli nasze kłopoty w obronie. 

    Nadzieja na poprawę sytuacji jednak cały czas jest. Wisła może wciąż dokonać kilku transferów, aby uzupełnić luki w składzie. Na korzyść Wisły może też zadziałać czas. W ostatnich tygodniach gra co trzy dni uniemożliwiała trenerowi Moskalowi dłuższą pracę na treningach. Zbliżająca się przerwa może okazać się szansą na przećwiczenie różnych wariantów. Pozostaje nam również trzymać kciuki za szybki powrót do zdrowia kontuzjowanych zawodników. 

    🔵 Zarządzanie meczem 

    Zremisowane spotkanie z Arką pokazało również, że Wisła musi popracować nad kontrolą przebiegu spotkania – szczególnie –  gdy wynik jest już na naszą korzyść. Przegrane spotkanie ze Zniczem czy remis z Arką obnażyły nerwowość w naszej grze i pozwoliły rywalom odwrócić wynik potyczek. Białej Gwieździe zabrakło odpowiedniego wyrachowania i skuteczności w zabiciu spotkania, co łączy się poniekąd z brakiem skuteczności i właśnie elektryczną postawą w defensywie. Niektórzy eksperci sądzą, że Wiśle czasami brakuje planu B. Miejmy nadzieję, że z czasem Wisła nauczy się innych wariantów gry i nie będziemy musieli się obawiać za każdym razem, gdy…drużyna obejmie prowadzenie w meczu. 

    Wielka Wisła W.K

    Views: 608

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *