MISTRZ POLSKI: 1927, 1928, 1949, 1950, 1978, 1999, 2001, 2003, 2004, 2005, 2008, 2009, 2011
PUCHAR POLSKI: 1926, 1967, 2002, 2003, 2024
WYPRAWA DO GDYNI NA MECZ ARKA GDYNIA 3-1 WISŁA WRZESIEŃ 2017r.
WYPRAWA DO GDYNI NA MECZ ARKA GDYNIA 3-1 WISŁA WRZESIEŃ 2017r. ŁĄCZNIE 776,6 KILOMETRA !!!
Wrzesień 2017 to data pierwszej mojej wyprawy rowerem na mecz Wisły Kraków, który rozgrywany był z arką 8.09.2017r w Gdyni. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że cała inicjatywa rozrośnie się i odbędę w przyszłości dwie wyprawy charytatywne, oraz kilka innych, z czego jestem naprawdę dumny i myślę, że jeszcze trochę wypraw przede mną. Nowy rower, nowy pomysł na spędzenie czasu i aktywność, wiele było niewiadomych przed tą wyprawą, która jak się później okazało, zaraziła mnie na amen tą formą zwiedzania i podróżowania.
DZIEŃ 1 ŁĄCZNIE 127 KILOMETRÓW
TRASA: CZECHOWICE DZIEDZICE – PSZCZYNA – KOBIÓR – TYCHY – MIKOŁÓW – RUDA ŚLĄSKA – CHORZÓW – BYTOM – PIEKARY ŚLĄSKIE – ŚWIERKLANIEC – NAKŁO ŚLĄSKIE – TARNOWSKIE GÓRY – MIASTECZKO ŚLĄSKIE – CZĘSTOCHOWA.
Pierwszy w życiu odcinek wyprawy rowerowej rozpocząłem w Czechowicach Dziedzicach, niedaleko kopalni SILESIA, obok której przebiega ,,Wiślana Trasa Rowerowa”. Start wyznaczyłem sobie na godzinę 5:00 rano by sprawdzić ile czasu zajmie mi pokonanie trasy do Częstochowy bez korzystania z map, ani innych przyrządów ułatwiających nawigację. Chciałem zapewnić sobie odpowiedni bufor czasowy, by dojechać na sto procent do Częstochowy, gdy będzie jeszcze jasno. Z Czechowic pełen niepewności czy wszystko się uda ruszyłem przez Goczałkowice Zdrój do Pszczyny, skąd w ciemnościach leśną dróżką wzdłuż drogi krajowej nr 1 dojechałem do skrętu w lewo na Kobiór. Gdy przejechałem Kobiór, to po paru kilometrach z zachodniej strony mijam Jezioro Paprocańskie w Tychach. Po wjeździe do miasta udaję się pod stadion Miejski w Tychach, gdzie udaje mi się zrobić pierwsze pamiątkowe zdjęcie na murawie z flagą Wisły. To tam wpadła do głowy myśl, by od tej pory próbować wjechać na każdy spotkany stadion rowerem. Z Tychów drogą 44 jadę w kierunku Mikołowa, gdzie skręcam w prawo i kieruję się w stronę Rudy Śląskiej, a dokładniej Kochłowic i dalej w kierunku Chorzowa Batorego, na którym podjeżdżam pod stadion Ruchu Chorzów. Niestety nie udało się wejść zrobić pamiątkowej foty, ale drugi zwiedzony stadion pierwszego dnia podróży już był na koncie. Kolejne kilometry leciały jak szalone i przez Bytom – Piekary Śląskie – Świerklaniec – Tarnowskie Góry i Miasteczko Śląskie spokojnie bez zbędnych przygód dojechałem do Częstochowy pod Jasną Górę. W mieście medalików miałem swój pierwszy nocleg u kolegi, z którym już wspólnie udajemy się na stary stadion Rakowa Częstochowa, gdzie udaje się zrobić kolejne zdjęcie na murawie. Po wszystkim przyszedł czas na ogarnięcie się i zjedzenie czegoś. Pod wieczór oglądamy jeszcze mecz reprezentacji Polski w Eliminacjach do Mistrzostw Świata, w którym nasi przegrali z Danią 0-4 niestety po beznadziejnym widowisku. Po meczu szybkie spanie przed kolejnym etapem podróży.
DZIEŃ 2 ŁĄCZNIE 133,1 KILOMETRA
TRASA: CZĘSTOCHOWA – SZCZERCÓW – ŁASK – PABIANICE – STADION WIDZEWA ŁÓDŹ
Kolejny dzień rozpoczynam wczesną pobudką około godziny 5:00, by po ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania nie ruszyć w dalszą drogę poźniej niż 7 rano. Chwilę przed planowanym czasem ruszam przez centrum miasta w kierunku drogi nr 483 na Szczerców. Po przejechaniu ponad 50 kilometrów mijam z lewej strony kopalnię węgla brunatnego Bełchatów i docieram do Szczercowa. Dalsza droga na północ, aż do samego Łasku, to walka z bardzo silnym wiatrem w twarz, który z racji bardzo otwartej przestrzeni dawał się mocno we znaki, wraz z lekkim deszczem. W centrum Łasku odbijam w prawo na drogę 482, którą docieram do Pabianic i dalej do Łodzi. Przez ulicę Piotrkowską od samego południa dojeżdżam do Alei Piłsudskiego, gdzie skręcam w prawo, by udać się pod stadion Widzewa, gdzie zakończony był drugi dzień jazdy.
DZIEŃ 3 ŁĄCZNIE 158 KILOMETRÓW
TRASA: ŁÓDŹ – ŁOWICZ – SOCHACZEW – BŁONIE – NOWY DWÓR MAZOWIECKI – NASIELSK
Jako, że pierwsze dwa dni wypadły wydolnościowo i kilometrowo całkiem fajnie, a do meczu w Gdyni miałem jeszcze kilka dni, postanowiłem zboczyć trochę z trasy i pojechać na Mazowsze do Nasielska, gdzie następnego dnia mój chrześniak Kornel miał iść pierwszy dzień do szkoły. Pomyślałem, że wpadnę by być z nim tego dnia. Specjalnie wystartowałem koło 5 rano z Łodzi, by jak najwcześniej dojechać do celu i przygotować się do tego co miało być następnego dnia. Startuje z Łodzi i udaję się drogą nr 14 przez Stryków i Głowno do Łowicza, gdzie zrobiłem sobie chwilę przerwy nad rzeką Bzurą. Po przerwie na zjedzenie czegoś i podładowanie telefonu i zegarka ruszam drogą 92 do Sochaczewa, w którym na ryneczku robię kolejny postój by zjeść dobry obiad. Po obiedzie wzdłuż bardzo ruchliwej drogi 92 po przejechaniu ponad już 100 kilometrów dojeżdżam do miejscowości Błonie, w której odbijam na północ i drogą 579 mijając po drodze Kampinoski Park Narodowy jadę dalej w kierunku Nowego Dworu Mazowieckiego. Do Nowego Dworu Mazowieckiego wjeżdżam mostem nad rzeką Wisłą, by następnie wyjechać z niego przez most na rzece Narew, przy samym jej ujściu do Wisły. Mijam po drodze także Twierdzę Modlin i odbijam w prawo na Pomiechówek, z którego kręcę już ostatnie kilometry do Nasielska, w którym melduję się około godziny 19. Na miejscu witam się z przyjaciółmi i chrześniakiem i po ogarnięciu się udajemy się na wspólną kolację i odpoczynek. Następny dzień zaplanowany jest jako wolny, więc nogi odpoczną po pokonaniu w trzy dni ponad 418 kilometrów.
DZIEŃ 4 ODPOCZYNEK
DZIEŃ 5 ŁĄCZNIE 264,1 KILOMETRA
TRASA: NASIELSK – CIECHANÓW – MŁAWA – DZIAŁDOWO – LIDZBARK – BRODNICA – JABŁONOWO POMORSKIE – ŁASIN – KISIELICE – PRABUTY – SZTUM
Po dniu odpoczynku postanowiłem spróbować swoich sił i wstać bardzo wcześnie, by pokonać tego dnia jak największą ilość kilometrów. Start bardzo wcześnie bo około 4:00 z Nasielska i wioskami udaję się do Ciechanowa, z którego dalsza trasa prowadziła na Mławę i Działdowo. Trzeba przyznać, że na Mazowszu jest dość płasko i jeździ się jak po stole, dzięki czemu kilometry same wpadały jak szalone. Po dojechaniu do Działdowa skręcam w lewo i drogą 544 dojeżdżam do Lidzbarka, który mijam od północnej strony tak samo jak jezioro Lidzbarskie, podążając dalej drogą 544 w kierunku Brodnicy. W Brodnicy zjawiam się w godzinach popołudniowych po przejechaniu już prawie 150 kilometrów. Tutaj też postanawiam zrobić sobie dłuższą przerwę pod wieżą krzyżacką przy ruinach zamku w Brodnicy położonego nad rzeką Drwęcą i dać trochę nogom odpocząć. Po dłuższym czasie lecę dalej w kierunku Prabut mijając kolejno Jabłonowo Pomorskie – Łasin i Kisielice. W Prabutach jestem już wieczorem i powoli robi się ciemno. Postanawiam więc ostatni odcinek depnąć trochę szybciej i o godzinie 23:30 po przejechaniu jak do dnia dzisiejszego najdłuższego odcinka w moim życiu czyli 264,1 km melduję się w Sztumie, gdzie nad tzw ,,Sztumskim morzem’’ mam ogarnięty nocleg u Błażeja, kolegi jeszcze z czasów Kajakarstwa.
Podsumowując 264,1 kilometra jazdy z pełnymi sakwami, ruszając o 4 rano, a kończąc około 23:30. Blisko 19,5 godziny w trasie. Na bank spróbuję kiedyś pobić ten rekord.
DZIEŃ 6 ŁĄCZNIE 94,4 KILOMETRA
TRASA: SZTUM – MALBORK – TCZEW – PSZCZÓŁKI – PRUSZCZ GDAŃSKI – GDAŃSK – SOPOT – GDYNIA
Ostatni dzień jazdy mogłem rozpocząć na spokojnie w troszkę późniejszych godzinach gdyż czekał mnie najkrótszy odcinek podczas tej wyprawy, czyli niewiele ponad 90 kilometrów. Około południa po dłuższym odespaniu trudów poprzedniego dnia startuję ze Sztumu, by po około 14 kilometrach zjawić się nad rzeką Nogat naprzeciwko zamku krzyżackiego w Malborku, który od 1309 roku był siedzibą wielkich mistrzów Zakonu Krzyżackiego i stolicą jednego z najpotężniejszych państw średniowiecznej Europy. Jest największym gotyckim zespołem zamkowym na świecie. Dojeżdżając pod zamek nie ukrywam poczułem dumę, oraz dotarło do mnie, że już prawie udało się zrealizować postawiony przed sobą cel. Po dłuższej przerwie poświęconej na zwiedzanie zamku kręcę następne kilometry, by po chwili przejeżdżając nad Wisłą znaleźć się w Tczewie. Mieście nazywanym także na Pomorzu Grodem Sambora, co wiadomo rozbawiło mnie konkretnie. Dalsza droga prowadziła przez Pszczółki – Pruszcz Gdański do Gdańska, by stamtąd już symbolicznie dokręcić kilometry przez Sopot do Gdyni, gdzie dojechałem półtorej dnia przed meczem. Dodatkowo udało się zrobić nawet zdjęcie z flagą Wisły na murawie stadionu miejskiego w Gdyni. Powrót z Gdyni już SKM do Gdańska, gdzie ogarnąłem sobie nocleg. Kolejny dzień spędziłem już na zwiedzaniu głównie Gdańska i odpoczynku przed meczem.
W dzień meczowy udaję się incognito na trybunę za bramką znajdującą się vis a vis młyna śledzi. Przed meczem nawet wyczaił mnie na trybunie piłkarz Wisły Carlitos i podbiegł, by zrobić sobie zdjęcie, co nie ukrywam, przyspieszyło trochę bicie serca. Na dodatek nie wiadomo skąd przyplątała się maskotka miejscowej drużyny i prosiła się ludzi o zdjęcia, co rozbawiło mnie bardzo i dla jaj zrobiłem sobie z nią zdjęcie, pokazując W jak Wisła. Mecz niestety nasi piłkarze przegrali z arką gdynia 3-1 po honorowym trafieniu Patryka Małeckiego. To, co przykuło moją uwagę już po meczu, przechodząc obok sklepiku klubowego arki to fakt, iż sprzedają w nim ścierki z mikro fibry do ścierania brudów z herbem klubu hahaha. No ale co klub, to tradycje inne. Po latach Unia Oświęcim błysnęła podobnym pomysłem, wypuszczając wycieraczki do butów ze swoim herbem. Po meczu powrót kolejką SKM do Gdańska i od razu kierunek nad Motławę, trochę jeszcze wypocząć i się zabawić. Następnego dnia już powrót pociągiem do domu. Pierwsza wyprawa rowerem na mecz Wisły na szczęście się udała bez żadnych niepotrzebnych przygód. Zwiedzony fajny kawałek Polski, oraz aktywnie spędzony czas sprawiły, że na bank jeszcze nie raz wybiorę się w ten sposób na mecz Wisły.